Po odejściu kotów z Klanu Błyskawicy wziąłem Fiołka za kark i skierowałem się jaskini. Moja rana na grzbiecie potwornie piekła, nie wiedziałem co mam z nią robić, jednak urywałem grymas bólu. Kiedy wróciliśmy do "domu", położyłem się na mchu, kociaki zaczęły ganiać się wesoło. Dobrze, że miały siebie, odtrąciłem wspomnienia które napływały mi do głowy. Wstałem i wygrzebałem spod liści martwą nornice, rzuciłem pod łapy kociąt. Młodziki popatrzyły na siebie porozumiewawczo i w tym samym czasie dwójka skoczyła na zwłoki gryzonia. Wyrywały sobie z pyszczków wychudzone ciałko, ich zachowanie powoli zaczęło mnie irytować. Wydałem z siebie pomruk niezadowolenia, Lasek i Fiołek chyba go usłyszeli gdyż momentalnie zakończyli zabawę, wzięli się do jedzenia. Po skończonym posiłku, kociaki usiadły zboku i zaczęły myć swoje futro. Nagle do jaskini wtargnął zimny podmuch wiatru, przeszły mi ciarki na plecach, Fiołek skuliła się, a Lasek nastroszył sierść. Kazałem kotką dziś spać głębiej jaskini, tam nie będzie tak wiać. Dwójka pokiwała głowami na znak, że rozumieją. Poszli w wyznaczone miejsce i zasnęli wtuleni w siebie. Przypomniały mi się słowa kota z Klanu Błyskawicy, może i nie była to tak naprawdę żadna klątwa, powinien dostać jakieś wyróżnienie za spryt i inteligencje. Nie każdy kot dojdzie do wniosku, że moje zachowanie to tylko przykrywka. Jednak nie jest to jeszcze odpowiedni moment, wątpię by rodzeństwo ufało mi bezgranicznie, jednak to wkrótce się zmieni.
<Lasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz