piątek, 14 kwietnia 2017

Od Kasztanowego Kocięcia

Był poranek. Obudziły mnie chłodne promienie słońca, docierające do żłobka przez szpary  między gałęziami.
Pora nagich drzew. Otrząsnąłem się. Miałem ochotę wyjść i przejść się po obozie, w końcu nie byłem już malutkim kociakiem, który ma 1 księżyc. Jednak zimno za bardzo dawało mi się we znaki. Skuliłem się przy Kwiecistej Nocy, mojej przybranej mamie. Jej własne kocięta były już uczniami, czego strasznie im zazdrościłem. Wiedziałem jednak, że zanim ja zostanę uczniem, minie jeszcze parę księżycy. A tak bardzo chciałem uczyć się na wojownika! Kwiecista Noc powtarzała mi jednak, że jestem za mały na trening, gdybym zaczął go teraz, mogło by się to źle skończyć. Może w tych słowach było trochę prawdy? Lubiłem kotkę, a także szanowałem decyzje liderki, zostało mi więc tylko czekanie.
Moja "mama" liznęła mnie kojąco. Zamruczałem. Właściwie nigdy nie zastanawiałem się, kim była moja prawdziwa matka - nikt też nie chciał mi tego powiedzieć. Wiedziałem tylko, że parę dni po moich narodzinach podrzuciła mnie klanowi. Wiedziałem, że niektóre koty mają do mnie niechęć. A ja wiedziałem, dlaczego. Po prostu nie urodziłem się tu. Ale jakoś mnie to nie obchodziło. Dawno już sobie postanowiłem, że zostanę najlepszym wojownikiem, jaki widział Gwiezdny Klan!
Zadowolony, wtuliłem się głębiej w futerko Kwiecistej Nocy i zasnąłem.
***
Gdy się obudziłem, zrobiło się trochę cieplej. Wystawiłem różowy nos że żłobka i powoli wyszedłem. Usiadłem na wprost legowiska uczniów, obserwując Jasną Łapę i Świetlistą Łapę.
Rodzeństwo rozmawiało o czymś, ale stałem za daleko, by ich usłyszeć. Jak ja bym chciał przyśpieszyć czas, ukończyć już 6 księżycy i stać się uczniem! Miauknąłem w pozdrowieniu. Odpowiedzieli mi tym samym i znikneli w swoim legowisku.
Siedziałem tak jeszcze przez jakiś czas, kiedy usłyszałem znajomy głos kotki:
- No, Kasztanowe Kocię, robi się zimno. Wracaj do żłobka! - To oczywiście była Kwiecista Noc. Z niechęcią poszedłem za nią.
Wtedy, usłyszałem szelest,  a do nozdrzy dotarła znajoma woń. Biała kita pojawiła się w wejściu, a zaraz głowa, żółte ślepia, cztery łapy i tułów.
- Witaj, Aksamitna Gwiazdo - miauknąłem i z szacunkiem pochyliłem głowę.

Aksamitna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz