Dwa wschody słońca od spotkania kotów Klanu Błyskawicy i jeden od spotkania z Kasztanką zdarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał... Ale od początku.
***
Wstałem z samego ranka. Moja siostra jeszcze spała, a Niespodziewany Atak już coś wcinał. Skoczyłem na równe nogi. Kocur rzucił mi pod łapy mysz, szybko wziąłem się za jedzenie.
- Jutro kończycie sześć księżyców i warto nauczyć was chociaż polować. - powiedział kocur.
Spojrzałem na niego z uśmiechem. Gdy zjadłem udałem się do wyjścia z jaskini.
- A ty gdzie się wybierasz? - spytał Niespodziewany Atak.
- Ja? Ja... Idę do koleżanki. - powiedziałem nie pewnie.
- Koleżanki, tak? A z jakiego klanu jest ta twoja koleżanka?
- Ona... jest kotem domowym.
- Kotem domowym? -spytał wkurzony.
Zapadła chwila ciszy, po której kocur odezwał się trochę milej:
- No idź już. Ale nie wracaj zbyt późno.
Ucieszony wybiegłem z jaskini. Szybko udałem się w stronę okolic Dwunożnych. Po chwili byłem już na miejscu. Zobaczyłem moją przyjaciółkę z czymś wielkim i przeźroczystym. Nagle usłyszałem za sobą dziwny dźwięk, obróciłem się i zobaczyłem coś bardzo dużego. Wydawało dziwny dźwięk i chyba nie było przyjaźnie nastawione. Zacząłem syczeć i zjeżyłem sierść. To nie pomogło, więc wystawiłem pazurki i jak najmocniej mogłem uderzyłem to coś w coś, co przypominało pysk. Ten tylko pisną i uciekł. Spojrzałem w okno. Kasztanka nadal tam siedziała, po chwili za nią pojawiło się coś dziwnego i jeszcze większego od tego czegoś, co ja podrapałem.
- Uważaj! - krzyknąłem, ale było już za późno.
Wielkie coś uniosło ją do góry i oboje zniknęli. Z mojego pyszczka znikną uśmiech. Nie chciałem jej stracić. Po chwili coś, co nazywa się drzwiami, otworzyło się, a zza nich wyskoczyła Kasztanka i to wielkie coś. Szybko zeskoczyłem z płotu i podbiegłem do Kasztanki. Przytuliłem ją.
- Nic ci nie jest. - powiedziałem.
- Oczywiście, że nie! Moja pani tylko... - nie zdążyła powiedzieć.
- To jest twój Dwunożny? - przerwałem jej zdziwiony.
- Tak. - odpowiedziała.
Po chwili podeszła do nas ,,pani" Kasztanki i wystawiła do mnie rękę. Zjeżyłem sierść.
- Spokojnie mały. Nic ci nie zrobię. - powiedziała.
Potem pogłaskała mnie po głowie i podniosła. Ni podobało mi się to, ale raczej nie powinna mnie puścić.
- Jesteś nawet ładny. Moja Kasztanka miała gust w dobieraniu partnera. - zaśmiała się Dwunożna.
Potem delikatnie odłożyła mnie na ziemię i pogłaskała. Potem pogłaskała też Kasztankę i wróciła do domu.
- Fajna ta twoja Dwunożna. - powiedziałem.
- Tak. Ale nie każdy człowiek jest taki miły. Dużo ludzi nie lubi kotów i zabija je przy każdej okazji. Ja miałam akurat szczęście. - powiedziała.
- Tak... Pobawimy się?
- Jasne!
Bawiliśmy się tak aż do górowania słońca, wtedy musiałem już iść.
- Muszę już iść. Pewnie Niespodziewany Atak się martwi. - powiedziałem.
- Och.. Szkoda. A przyjedziesz jutro? Jutro jest Boże Narodzenie i będzie dużo jedzenia. Przyjedzie też córka mojej panie ze swoim synkiem i kotem. - zaproponowała kotka.
- Jeśli Niespodziewany atak mi pozwoli, to z chęcią. - odpowiedziałem.
Potem skoczyłem na płot i zacząłem wracać do domu.
***
Byłem już na miejscu. Wokół czuć było dziwny zapach. Na pewno nie należał on do kota, tylko do... BORSUKA! Wszedłem w głąb jaskini. Po chwili zobaczyłem Niespodziewanego Ataka oraz moją siostrę nie żywą. To był szok. Wszędzie krew, sierść i obcy zapach. Do moich oczu napłynęły łzy. Szybko wybiegłem z jaskini i zacząłem uciekać. Uciekać jak najdalej od tego strasznego miejsca. Łapy same z siebie poprowadziły mnie do domu Kasztanki. Kotka była jeszcze na dworze, więc skoczyłem na nią z płotu i wtuliłem się w nią.
- Co się dzieje Lasku? - spytałam.
- Oni... N-Nie żyją. - wyjąkałem.
Kasztanka?