piątek, 5 maja 2017

Od Jagodowej Aury Do Martwej Gwiazdy

-Tym razem ci daruje. Wyjdź.-te słowa szarpały mną niczym pazury wściekłego kota. Miałam dość, miałam ochotę gdzieś pójść i nie wracać przez jeden księżyc. Wymknęłam się niezauważona przez wyjście obozu. Las był dziś piękny. Światło słoneczne przemykało się między gałęziami drzew. Na ziemi leżało kilka starych kasztanów. Truchtałam sobie to ciemno brązowych liściach szeleszczących nieco pod moim ciężarem. Stanęłam sobie i słuchałam cichego śpiewu ptaka. Nagle niedaleko siebie usłyszałam głośne skrobanie. Odezwał się we mnie instynkt łowiecki, ustawiłam się do skoku i czekałam. Kilka uderzeń serca później na powierzchnię wyszła tłusta nornica. Oblizałam pyszczek na myśl o takiej kolacji. Zbliżyłam się jeszcze kilka mysich ogonów. Skoczyłam łapiąc nornicę w moje wielkie łapy po czym zabiłam ją ostrymi pazurami. Złapałam zdobycz w pyszczek i podeszłam do najbliższego drzewa. Położyłam się przy nim i zaczęłam jeść. Zza krzaków rozległ się szelest a następnie z niego wyłonił się kot.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz