środa, 10 maja 2017

Od Kasztanki Do Laska

Minęło kilka miesięcy, czyli kilka księżyców po okropnym wydarzeniu o którym powiedział
 mi Lasek. Dzisiejszego dnia spotkałam go na dworze. A on chodził w koło zakłopotany.
-Cześć!
-Hej...
-Pobawimy się w coś?
-Nie, nie mam ochoty.
-Aha...-Zasmuciłam się. Widać, że nadal przeżywał stratę. Nie wiedziałam jak mu pomóc.
-Eee... jak ci pomóc?-Zadałam głupie pytanie. Ale się wsypałam.
-Nie wiem. Raczej się nie da.
-Chcesz coś zjeść?
-Nie bardzo.
-Na prawdę ni nie chcesz?
-Nic...-Odpowiedział zasmucony. Naprawdę szkoda, że nie mogę mu jakoś pomóc.
-A może gdzieś pójdziemy?
-Możemy...
-A gdzie byś chciał pójść?
-Nie wiem.
-Może pójdziemy na tak zwane ziemie niczyje?
-Heh, okej.
Ruszyliśmy w stronę jaskini. Gdy byliśmy przy jaskini Lasek zaczął krzyczeć.
-Nie! Ja tu nie wejdę!
Rozejrzałam się po ścianach zobaczyłam kocią krew.
-O, Jezu...-Skuliłam się wystraszona.
-Zobacz borsuk!-Krzykną Lasek. Borsuk stał po drugiej stronie jaskini.
-Uciekajmy!
Zaczęliśmy biec, do mojego domu. Lecz borsuk biegł za nami. Zobaczyliśmy mój dom, na nasze szczęście okno było otwarte. Mieliśmy jedną szansę.
-Zaraz musimy skoczyć! Mamy jedną szansę!-Krzyknęłam. Gdy zbliżyliśmy się bardziej skoczyliśmy. Stanęliśmy w oknie. Mało brakowało, a by nas dorwał.


Lasek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz