Przeciągnąłem się leniwie. Liderka spojrzała na mnie dziwnie.
-Idziesz?-rzuciła odwracając się w moją stronę. Przeciągnąłem się ponownie i spojrzałem wymownie w jej żółte oczy. Przekrzywiłem lekko głowę jakby mówiąc "Nigdzie się nie wybieram", jednak po chwili leniwie ruszyłem za białą kotką.
-Nasz klan ma kłopoty...-zaczęła.
-A ja o tym nie wiem-rzuciłem ironicznie. Spojrzała na mnie lekko urażona. Spuściłem głowę, przez chwilę ja i liderka szliśmy w milczeniu.
-Przepraszam cię-powiedziałem cicho.Spłonąłem rumieńcem nie podnosząc wzroku na białą kotkę.
-Wiem jaka jest sytuacja naszego Klanu. Zagrożenie nie zniknie dopóty dopóki nie urośniemy w siłę. Potrzebujemy wojowników. Wojowników z krwi i kości. Nie chodzi tu o dopuszczenie do nas samotników czy pieszczochów. Chodzi o kocięta z krwi naszych wojowników.
-Mamy Jasną i Świetlistą Łapę...
-I Kasztanka. I co z tego? Przydaliby się wojownicy jak ty. Złota Sadzawka czy Sowie Pióro nie wyszkolą wojownika tak jak ja czy ty...
-Do czego zmierzasz?
-Domyśl się-posłałem kotce szelmowski uśmiech aby po chwili rzucić się na zająca. Położyłem martwe zwierzę obok liderki. Kotka ruszyła aby zapolować razem ze mną.
-Niezłe polowanie... Wykarmimy tym spokojnie wszystkie koty, jeśli będziemy oszczędzać wystarczy na dwa dni.
-To takie dziwne...
-Co takiego?
-Nagle pojawiło się pożywienie...
-Mamy szczęście. Mogę się założyć, że już za kilka dni nie będzie tak kolorowo...
Aksamitna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz