niedziela, 26 marca 2017

Od Kasztanowego Kocięcia

Jeszcze chwilę temu siedziałem gdzieś, gdzie było ciepło i miło. Leżałem spokojnie, choć zupełnie nie wiedziałem, gdzie jestem.  Ale za to miałem tu ciepło. Dużo ciepła. Duże, puchate coś, co nazywało siebie "mamą", położyło się obok mnie. Poczułem zapach jedzenia. To coś przysunęło mnie delikatnie i zacząłem ssać. Było pysznie. Zmęczony, zasnąłem.
***
Ciepło skończyło się. Poczułem, jak duże coś mnie podnosi. Zapiszczałem. Powoli wyniosło mnie z miejsca, w którym to znajdowałem się do tej pory. Poczułem straszliwe zimno. Zapiszczałem. Chciałem wracać tam, gdzie byłem! A zresztą, czułem głód. Straszny głód.
- Cicho, będzie dobrze - usłyszałem nie bardzo zrozumiały odgłos. Chyba wydobywał się od dużego czegoś, co wcześniej zapewniało mi ciepło i jedzenie, a teraz... chyba chciało mnie zabić. Zacząłem się wyrywać.
- To tutaj! - głos rozległ się na nowo. Co? Nic z tego nie rozumiałem.
Nagle poczułem, że inne duże coś mnie bierze. Zapiszczałem ponownie. Ile tych dużych cosi tu było?
I wtedy poczułem, jak mi miło. I ciepło. Ułożyłem się obok innego dużego cosia, który wydał z siebie, miły, ciepły odgłos.
Znów jedzenie. Zacząłem ssać. Tu było całkiem przyjemnie. Nagle, wystraszyłem się. Co, jeśli ten duży coś mnie opuści, tak jak ta "mama"?
Przytuliłem się kurczowo. Duże coś powoli dotknął mnie szorstkim czymś. Było to nawet przyjemne, więc zasnąłem.
 ***
Obudziłem się. Ciepłe coś dotknęło mnie, pokazując, że tu jest.
Nagle, wyczułem  zapach podobny do zapachu dużego cosia. Jeszcze jeden duży coś?  Ile ich tu było?! Ten podszedł do mnie i musnął. Wystraszyłem się. On chce mnie stąd zabrać! Wpadłem w panikę, próbując czołgać się do dużego cosia, który zapewniał mi ciepło i jedzenie.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz