poniedziałek, 20 marca 2017

Od Konwaliowej Ciszy - Poród i Śmierć

Słońce wstawało, a ja poczułam bolesny skurcz. Wiedziałam, że to już czas. Czas na nadejście kociąt na świat. Po chwili na świat przyszedł biały kotek, który okazał się kotką. Nazwałam ją Bursztynowe Kocię. Następny urodził się czarny kocurek z białym pyszczkiem, jemu dałam na imię Ośnieżone Kocię. Potem urodził się rudy kocur, dałam mu na imię Kasztanowe Kocię. Ostatnia urodziła się kotka. Również byłam biała, ale znacznie mniejsza. Tą małą nazwałam Białe Kocię. Kociaki wylizałam i dałam im mleko. To był ich pierwszy i ostatni posiłek od własnej matki. Po nakarmieniu moje dzieci usnęły. Przytuliłam je do siebie. Chciałam spędzić z nimi choć 1 dzień.
***
Następnego dnia, gdy słońce ledwo wstało wzięłam jednego z kociaków i zeszłam z drzewa, na którym mieszkałam z moim małym w pysku. Resztę kociaków zostawiłam na górze, wiedziałam że do mojego powrotu nic im nie grozi. Razem z Białym Kocięciem zaczęłam iść w stronę terenów Klanu Tornada. Tam spotkałam znajomą kotkę Sekretną Gwiazdę. Położyłam przed nią moje młode.
- Sekretna Gwiazdo to jest moje małe. Dałam mu na imię Białe Kocię. Tak jak obiecałam daję ci jedno z moich małych. Opiekuj się nim dobrze. - powiedziałam.
Kotka kiwnęła głową, a potem wzięła kociaka i odeszła. Ja wróciłam do dziópli i wzięłam Kasztanowe Kocię w pyszczek, następnie udałam się na tereny Klanu Śniegu. Tam spotkałam białą kotkę. Położyłam przed nią kociaka i powiedziałam:
- Proszę weź tego kociaka. Jest w niebezpieczeństwie, a tobie na pewno przyda się kolejny kot do klanu.
- Jak mały ma na imię? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Kasztanowe Kocię.
Kotka wzięła kociaka, a potem rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie. W końcu odeszła bez słowa. Ja wróciłam do legowiska i wzięłam Ośnieżone Kocię, które zaprowadziłam na tereny Klanu Błyskawicy. Na koniec wzięłam Bursztynowe Kocię i zaniosłam ją do Klanu Półmroku. Gdy wszystkie kociaki były już bezpieczne ja wróciłam do drzewa. Już miałam się odprężyć, ale gdy weszłam na górę, w dziópli zobaczyłam Zimny Trop węszącego w moim legowisku.
- Gdzie one są!? - warkną.
- Nigdy ci nie powiem. - splunęłam w jego kierunku.
- Mów! 
- Nigdy! A nawet jeśli i tak się kiedyś dowiesz to będziesz zbyt słaby aby je zabić!
- Nigdy nie będę słaby. Rozumiesz!? 
Ja tylko fuknęłam. Czarny kocur zamachną się i uderzył mnie w policzek, a potem przejechał po nim pazurami.
- Gdzie one są!? - wrzasną.
- Nigdy ci nie powiem! Jesteś nic nie wart! Jesteś zwykłą szują! - uderzyłam kocura z całej siły.
On padł na ziemię. Podeszłam do niego nie pewnie. On po chwili chwycił mnie swoimi pazurami i zaczą drapać moją szyję. Ja go kopnęłam tylnymi łapami. W taki sposób zatoczyliśmy się aż do wejścia do dziópli. Zimny Trop kopną mnie, ale ja zdążyłam złapać go za lewą łapę. Oboje spadliśmy na ziemię. Poczułam wielki ból w plecach, zobaczyłam że klatka piersiowa czarnego kocura się nie unosi, a potem zobaczyłam tylko jasność, a następnie ją... Moją kochaną siostrę...

KONIEC!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz