Spacerowała po lesie. Nie tyle, co spacerowała, lecz polowała. Rozglądała się cudnie, węsząc. Była okropnie głodna. Nagle, wyczuła mysz. Przylazła do podłoża i zaczęła się skradać, strzygąc uszami. Po chwili zobaczyła swą ofiarę. Zamarła bez ruchu. Dawno nic nie jadła. Oblizała się i urochomiła wszystkie zmysły. Jeszcze chwila... i hop! Skoczyła, wbijając ostre pazury w zwierzę. Z dumą zamachała swoim kikutem. Usiadła z boku, sprawnie rozrywając stworzenie ostrymi zębami. Gdy zjadła, starannie umyła swoje futerko i ruszyła przed siebie, na spokojny spacer.
Zatrzymała się gwałtownie, czując zapachy innych kotów. Syknęła i najeżyła sierść. Pieszczochy! A z oddali dochodził zapach kota klanowego... z warknięciem wyszła z ukrycia i rzuciła się na czarno-białego pieszczocha. Ten wrzasnął, wijąc się pod jej ciężarem. Poczuła, jak coś ją odpycha. Inny pieszczoch. Syknęła wściekle.
- Co robisz?! - warknął ten czarny, który ją odepchnął.
- Won z moich terytorium, pieszczoszki! - syknęła, szczerząc groźnie kły. - To nie miejsce dla was! Idźcie żreć do wasze jedzenie, które wygląda jak mysie bobki! Tfu! - splunęła, czekając na reakcję wrogów.
Lafayette? Gniot ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz