sobota, 6 stycznia 2018

Od Milczącego Wichru do Lafayette

Pręgowana kotka potrząsnęła gniewnie ogonem, przemykając wąskim pasem terenów pomiędzy granicami Klanu Tornada i Klanu Borsuka. Był zdenerwowana, żeby nie rzec wściekła – po kłótni z Lisim Sercem Szara Gwiazda zlecił jej pomoc medyczce klanu. Popielatemu Piórowi zabrakło akurat kocimiętki – skutkiem tego była wyprawa Milczącego Wichru do siedlisk Dwunożnych. Ale nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło – przynajmniej zrobi sobie przerwę od irytujących pobratymców.
Wojowniczka zatrzymała się dopiero przed Drogą Grzmotu. Cuchnęło tutaj niemiłosiernie, a co jakiś czas przebiegał tędy z warczeniem jeden z potworów Dwunożnych. Kotka czekała na wąskim pasie trawy, aż zrobi się bezpiecznie, po czym przemknęła na drugą stronę jak błyskawica. Zręcznie pokonała płot i znalazła się w ogródku Dwunożnych. Poszukiwania kocimiętki czas zacząć.
Ale leczniczej rośliny nie znalazła ani w tym, ani w drugim, ani w kolejnych kilku ogrodach. Zirytowana jeszcze bardziej niż poprzednio, nie zwróciła większej uwagi na silny zapach nieznajomego kocura. Zeskoczyła z kolejnego płotu i stanęła jak wryta, widząc na trawie nieopodal czarno-białego kota. Zjeżyła sierść i syknęła cicho, odwracając się do niego prawą stroną.
– Witaj, belle – odezwał się przyjaźnie.
– Kim jesteś? – zapytała, przyglądając się obcemu nieufnie.
– Nazywam się Marquis de Lafayette – przedstawił się kocur. – Ale wszyscy mówią mi Lafayette. A ty jak się zwiesz?
– Milczący Wicher – odparła krótko, ciągle zwrócona do niego prawą stroną pyska. Zauważyła, że mówił ze specyficznym akcentem, ale nie przejęła się tym zbytnio. Zapewne był to kolejny pieszczoszek Dwunożnych z dalekich krain. Spotkała już takiego kiedyś, wiele księżyców temu.
– Czyli zapewne należysz do tych całych klanów – stwierdził Lafayette.
– Zgadza się. A teraz wybacz, ale muszę już iść – oznajmiła kotka, mijając czarno-białego kocura. Nadal pokazywała się mu od zaopatrzonej w oko strony. Później nie pamiętała nawet, dlaczego to robiła. Chyba po prostu z przyzwyczajenia.
– A co, jeśli nie będę chciał cię puścić? – zapytał Lafayette, zbliżając się do niej. – To w końcu mój teren, a ty weszłaś tu bez mojego pozwolenia.
– Nie zatrzyma mnie pierwszy lepszy pieszczoszek Dwunożnych – syknęła Milczący Wicher, odwracając pysk w stronę nowopoznanego. Ten cofnął się, z ust wyrwało mu się ciche "oh".
– Co, kota bez oka nigdy nie widziałeś? – parsknęła pręgowana, po czym pomknęła w kierunku płotu. Przy odrobinie szczęścia uda jej się go zgubić...
<Lafayette?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz