Gdy Milczący Wicher na powrót spojrzała na Lafayette'a, jej oczy błyszczały.
– Tak właśnie żyją klanowe koty – stwierdziła kotka, wkładając w swoje słowa całą moc, jaką dysponowała. Laurens z Lafayettem wymienili spojrzenia.
– Coś nie widzę – odparł czarno-biały kocur. – Trzymacie się razem? To gdzie ci twoi klanowi kumple?
– Za tobą – odpowiedział mu Deszczowa Skóra, wychodząc spomiędzy krzewów za trójką pieszczochów Dwunożnych. Domowe koty wyglądały na nieco zdezorientowane pojawieniem się dawnego mentora Milczącej. Obok jednookiej pojawił się czarny jak noc Lisie Serce.
– Byli przy mnie cały czas – oznajmiła Milczący Wicher.
– Tak, i dochodzą do wniosku, że powinniście już wracać do domu – dodał przyjaznym tonem Deszczowa Skóra.
– Ciągle nie rozumiem, dlaczego nie możemy ich po prostu rozszarpać – mruknął cicho Lisie Serce.
– Cicho, mysi móżdżku – prychnął dawny mentor kotki.
– Co, jeśli zechcemy tutaj zostać? – zapytał Hercules, rzucając pręgowanemu kocurowi wyzywające spojrzenie.
– Wiecie, leśne kotki w nocy nieco... dziczeją – odpowiedział członek Klanu Półmroku. Te słowa zdziwiły nie tylko pieszczochy, ale również Lisie Serce i samą Milczący Wicher. Nie wiedziała, co też Deszczowej Skórze strzeliło do głowy, ale zauważyła, że przynajmniej poskutkowało. Zadawała sobie tylko pytanie, czy Lafayette, Laurens i Hercules postanowili odejść, bo nie mieli ochoty na spotkanie z "leśnymi kotkami", które "nieco dziczeją", czy też woleli zerwać kontakt ze stukniętym leśnym kotkiem (czytaj Deszczową Skórą).
– Wiecie, my się jednak będziemy zbierać – poinformował rudy pieszczoszek.
– Odprowadzę was, jeśli nie macie nic przeciwko – zaproponowała Milczący Wicher.
– A co z tą waszą "klanową" zasadą – "trzymamy się razem"? – zapytał podejrzliwie Lafayette.
– Nie będę sama – odpowiedziała kotka.
– Milczący Wichrze, nie możemy zrezygnować z patrolu... – zaprotestował Deszczowa Skóra.
– Daj spokój, idźcie dalej – prychnęła jednooka. – Dam sobie radę. Poza tym, Lisie Serce zamorduje nas oboje, jeśli jakiś innych klan zabije ich zamiast niego.
Pręgowany kocur przymknął powieki, wzdychając. Potem otworzył oczy.
– Idź – polecił. – I niech Klan Gwiazd będzie z tobą.
– My nie chcemy eskorty – zaprotestował Hercules.
– Cicho, mysi móżdżku – warknęła na niego kotka z groźnym błyskiem w oku. – Za mną, panowie.
Zwinnie wskoczyła między krzewy, nie poruszając przy tym najmniejszej gałązki. Usłyszała, że trzy kocury poszły w jej ślady. Nie odezwała się jednak ani nie zwolniła, póki nie znaleźli się na pasie neutralnych terenów pomiędzy ziemiami klanów. Zatrzymała się wtedy na chwilkę, by Lafayette się z nią zrównał.
– A życie u Dwunożnych – odezwała się. – Jakie jest?
Choć nie dała tego poznać ani po sobie, ani po głosie, ciekawość zżerała ją od środka. Kto wie, może to nie tylko to, co myśli?
<Lafayette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz