poniedziałek, 8 stycznia 2018

Od Milczącego Wichru CD. Lafayette

Milczący Wicher stała wyprostowana, śledząc spojrzeniem krążące wokół niej kocury. Analizowała swoją sytuację. Na pomoc kotów z klanów w chwili obecnej nie mogła raczej liczyć, a w walce nie pokona trzech przeciwników jednocześnie. Pozostawała jej próba ucieczki albo bezsensowna nadzieja na jakiś cud.
– Mylicie się – odezwała się pręgowana kotka, próbując grać na zwłokę.
– Tak? A niby jak pozbyłaś się oka? – zapytał któryś z kocurów. Milczący Wicher nie odpowiedziała. Zauważyła, że coś więcej łączy Lafayette'a, Laurensa i Herculesa. Wszyscy trzej byli pieszczochami Dwunożnych, a co za tym idzie – zawsze mieli pod dostatkiem jedzenia. Przyglądając się im po kolei kotka odnotowała, że są dobrze odkarmieni i na pewno od niej więksi. Musieli więc mieć dużo siły...
Szkoda, że nie jestem szybsza – jęknęła Milczący Wicher w duchu. Była szczupła i smukła, ale nigdy nie radziła sobie z prędkim bieganiem – wskutek braku oka miała zmniejszone pole widzenia i łapy jej się plątały.
– Widzicie? Miałem rację – zamruczał Hercules. – Nic, tylko się biją.
– Nigdy nie byliście w lesie, co możecie wiedzieć o życiu w klanie? – syknęła.
– Och, ależ byliśmy w lesie – odparł Lafayette. – Walka, walka i tylko walka.
– Tak mówisz? Co w takim razie robisz tutaj? Żywy? – spytała kotka, kładąc akcent na ostatnie słowo. Teraz to pieszczoszek zamilkł. Wszyscy trzej ciągle krążyli wokół niej, nie zmieniając nawet kierunku. A może... zakręciło im się w głowie?
– No dobrze, może i nie byliśmy w lesie, a przynajmniej nie głęboko – przyznał w końcu Laurens. – Ale to i tak nie zmienia tego, że jesteście zwyczajnymi dzikusami.
– Czyli pieszczoszki Dwunożnych nie walczą, tak? – Do uszu Milczącej dotarł zupełnie nowy głos. Spojrzała w górę, na płot – a Lafayette, Laurens i Hercules poszli w jej ślady. Z wysokości spoglądał na nich smukły płowy kocur, który wydał się kotce znajomy.
– Sokoli Cień? – przypomniała sobie imię dawnego wojownika, który odszedł z Klanu Borsuka wiele księżyców temu.
– Bo wiecie, skoro udział w walce oznacza bycie dzikusem, to może puścicie ją wolno? – zapytał kot, zeskakując na ziemię, prosto w pierścień utworzony przez koty domowe, zmuszając je tym samym do cofnięcia się. Milczący Wicher skorzystała z okazji i wymknęła się na zewnątrz kręgu, po czym stanęła obok Sokolego Cienia.
– Kolejny kotek klanowy? – zapytał Lafayette, przyglądając się nowoprzybyłemu.
– Nie, wydaje mi się, że widziałem go kiedyś w ogrodzie – odparł Laurens. – Jesteś Sokół, tak?
– Nie tylko – mruknął wymijająco samotnik. – To jak, puścicie damę wolno czy mam wezwać wsparcie?
Pręgowana kotka miała ochotę syknąć, że nie jest damą, ale Sokoli Cień był prawdopodobnie jej jedyną szansą na powrót do klanu. Nie mogła nie skorzystać z okazji.

Lafayette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz