Zacząłem biec za kotką. Trochę kręciło mi się w głowie po wczorajszej zabawie u Herculesa. Prawie potknąłem się o własne łapy. Kotka już miała wskoczyć na płot, ale zatrzymała się przed nim prawie na niego wpadając.
- Hej Lafayette! - usłyszałem głos przyjaciela.
Spojrzałem na płot. To był Laurens. Kocur spojrzał na kotkę, która momentalnie zakryła część pyszczka, w którym brakowało oka.
- Kto to jest? - spytał rudas zeskakując.
- Milczący Wicher. - odpowiedziałem.
- Kotka klanowa? Ale co ona tu robi?
- Szukam czegoś. - warknęła.
- Może ci pomożemy. Czego szukasz? - spytał rudas.
- Liści koci miętki. - powiedziała nie pewnie klanowiczka.
Uśmiechnąłem się łobuzersko i spojrzałem na Laurensa, a on na mnie z takim samym wyrazem pyska.
- Co wy knujecie? - syknęła wystawiając pazury.
- Nic. Po prostu wiemy gdzie tego szukać. - odpowiedziałem.
- Myślisz, że coś jeszcze zostało? - spytał przyjaciel.
- Mam nadzieję. Poza tym on tam ma takie chaszcze, że na pewno coś jeszcze jest.
- No to idziemy.
Potem we troje ruszyliśmy do ogrodu Herculesa. Jakoś dwie minuty potem byliśmy na miejscu. Czarno-biały kocur wygrzewał się na słońcu. Podeszliśmy bliżej.
- Ej Hercules masz jeszcze koci miętkę? - spytałem.
- Co wy? O tej godzinie już chcecie mieć fazę? Czy to trochę nie za wcześnie? - spytał zdziwiony nie patrząc na nas.
- To nie dla nas. - odpowiedziałem.
- A dla kogo?
- Dla niej.
Na słowo ,,niej" kocur od razu wstał i spojrzał na kotkę, która zasłoniła łapą oko, a raczej jego brak.
- Chcesz się zrelaksować? Dobrze trafiłaś. Hercules Mulligan ma najlepszą koci miętę w całej dzielnicy. - powiedział kocur i puścił oczko do kotki - Chodźcie za mną.
Potem zaprowadził nas na tyły swojego domu. Tam bardzo gęsto rosła koci miętka.
- Bierz ile chcesz piękna. - powiedział czarno-biały kocur.
Milczący Wicher?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz