Milczący Wicher syknęła na czarno-białego kocura. Ten tylko popatrzył na towarzyszy i cała trójka się zaśmiała. Pręgowana kotka zjeżyła futro na grzbiecie i uważnie obserwując pieszczochy Dwunożnych swoim jedynym ślepiem, zabrała się za zrywanie słodko pachnącej kocimiętki.
Gdy uznała, że na razie Popielatemu Piórowi wystarczy leczniczej rośliny, chwyciła zebrane łodygi i sepleniąc nieco, wymamrotała podziękowanie. Skierowała swe kroki w kierunku płotu, kiedy drogę zastąpił jej Lafayette.
– Po co ten pośpiech? – zapytał. – Zostań tu z nami.
Wojownik odrzuca wygodne życie pieszczoszka – usłyszała w głowie głos Deszczowej Skóry.
– Obofiązki fsyfają – odmruknęła, nie wypuszczając kocimiętki z pyska.
– Nalegam.
– Będzie miło, zobaczysz, piękna – wtrącił się drugi czarno-biały kocur, zapewne ten cały... jak mu było... Hercules. Roślina wypadła Milczącemu Wichrowi z pyszczka.
– Odwal się, pieszczochu – syknęła.
– Taki język u damy? – zapytał z udawanym zdziwieniem Hercules.
– Nie jestem damą, tylko wojowniczką! – zawołała pręgowana kotka.
– No tak, prawda. Klany – wymruczał kocur. – To jak, zostajesz?
– Jeszcze czego – burknęła, po czym chwyciła kocimiętkę i odbiegła w stronę płotu. Zdążyła na niego wskoczyć zanim pieszczochy Dwunożnych zdołały ją zatrzymać. Zeskoczyła na pas trawy blisko Drogi Grzmotu, spory kawałek od neutralnych terenów, którymi się tutaj dostała. Po drugiej stronie ulicy rozciągały się ziemie Klanu Tornada.
– Klan Tornada to nie Klan Borsuka – zaczęła mówić sama do siebie. – Więc... jeśli powiem im, że szłam po kocimiętkę, to to zrozumieją, tak?
– Nie byłbym tego taki pewien – odpowiedział na nieskierowane do niego pytanie Lafayette. Kocur kucał na szczycie płotu i spoglądał z góry na pręgowaną kotkę. Po jego obu stronach pojawili się Laurens i Hercules.
– Czy ty się nigdzie nie ruszasz bez ochrony? – prychnęła z pogardą Milczący Wicher. W oddali narastał ryk zbliżającego się do nich potwora.
<Lafayette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz