Kulił się przy cieple, łapczywie ssąc pokarm. Co dopiero się obudził i był baaardzo głodny. Poczuł, jak coś go odpycha. Miauknął głośno i rozpaczliwie. Coś go odepchnęło! Nie miał już jedzenia i ciepła! Wtedy, to coś ciepłego, co dawało mu zawsze jedzenie, delikatnie go podniosło i przesunęło.
Och, znowu czuł ten pyszny smak! Ssał bardzo szybko, jakby się obawiał, że to okropne coś znowu odepchnie go od pożywienia.
Takiemu kociakowi czas wklekł się niemiłosiernie. Tymbardziej, że tylko jedzrnie i spanie. Nie rozumiał nic, nie mógł nic więcej. Ale czuł, że wkrótce zrozumie. No cóż, po prostu czuł to i tyle.
Był już najedzony i już już miał zasnąć, kiedy coś delikatnie go popchnęło. Pisnął, wystraszony. Czy to to samo, co odepchnęło go od pokarmu? Choć tego nie widział i nie słyszał, tym czymś był majestatyczny, szary kocur, który niepewnie wszedł do ich nory. Podszedł do rodzinki i dotknął wszystkie młode nosem. I, choć Księżycowe Kocię tego nie słyszał, między jego źródłem ciepła a tym, co właśnie przyszło, odbyła się następująca rozmowa:
- Wierzbowa Gałązko, c-czy m-m-młode są z-zdrowe?
- Oczywiście. I wszystkie są takie piękne...
- Piękne i czarne.... Jak ich matka...
- Rozumiem twój ból, Wilcza Gwiazdo. Ja też niedawno straciłam partnera, a teraz jeszcze matkę... A ty Sekretną Gwiazdę i Ciemne Futerko...
Kot już nie odpowiedział, tylko zaszlochał, czego kociak oczywiście nie był w stanie usłyszeć. Potem wyszeptał coś na pożegnanie i wyszedł. Czarny zupełnie nie rozumiał, o co chodzi, ale przynajmniej był już tylko on i ciepłe coś... A może jeszcze to coś, co go wtedy okrutnie odepchnęło od pożywienia?
*time skip, kociaki mają już księżyc*
Hmm, ten kociak nie był już taki mały. Już widział, coraz więcej rozumiał i się poruszał. On nazywał się Księżycowe Kocię. Ciepłe coś okazało się istotą bardzo podobną do niego. Mówiło, że jest Wierzbową Gałązką i jego 'mamą'. No, przynajmniej tak mu tłumaczyła i w to wierzył kocurek. W każdym razie, okazało się, że były dwie istoty odpychające go od 'mamy'! Ona nazwała je jego 'rodzeństwem'. Byli niemal identyczni - jak on i mama. Byli to Szepczące Kocię i Kruczę Kocię. Było też mnóstwo innych stworzeń... Wierzbowa Gałązka wytłumaczyła mu, że są to koty, takie same jak ona czy on. I choć przedstawiała mu ich po imieniu, nie był w stanie tego spamiętać... jednak pewien kot szczególnie przykuł jego uwagę... był duży i szary i często do nich przychodził. Jego opiekunka mówiła, że to Wilcza Gwiazda, lider, opiekuje się wszystkimi kotami i jest bardzo ważny. Nie zdradziła jednak, dlaczego kocur tak często do nich przychodził i dlaczego wtedy zawsze był smutny... co było w nim takiego interesującego? I w jego 'rodzeństwie'?
To 'rodzeństwo' okazało się jednak naprawdę super rzeczą, bo można było się z nim bawić bez końca. W sumie, tylko z Szepczącym Kocięciem... nie mógł pojąć, dlaczego Kruczę Kocię wolał siedzieć przy mamie, niż bawić się z nimi. Przecież nie był małym kociakiem! To bez sensu...
Właśnie toczył się po ziemi beztrosko wraz z braciszkiem, gdy do ich legowiska zwanego przez Wierzbową Gałązkę żłobkiem lub kociarni wszedł właśnie ten szary kocur. Wilcza Gwiazda. Rodzeństwo natychmiast przerwało zabawę. Księżyc zrobił wielkie oczy i spoglądał na przybysza.
- D-Den D-Dobly - miauknął niepewnie na powitanie, jak go uczono.
Wilczek? Sama nie pomuje jakim cudem napisałam coś o takie długości kociakiem D:
Ciemna jesteś bogiem
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię
Kociakiem tyle pisać *^* szacun