Mały nie rozumiał jeszcze nic z słów tamtego kota, właściwie lidera
klanu. Był zbyt mały, by pojąć to wszystko. Pisnął cicho, gdy kotka
delikatnie go liznęła. Skulił się przy niej.
Usłyszał śmiech przywódcy. Ale, mimo, że tamten próbował go stłumić, dla
bezbronnego, jeszcze nie widzącego kociaka był to dźwięk niesamowicie
głośny, straszny i przerażający. Przytulił się kurczowo do brzucha kotki
zwanej Liliowym Kwiatem, jego matki zastępczej. Na początku się bał,
ale teraz nie odczuwał różnicy. Uważał królowę za własną matkę, tą samą,
która wydała go na świat, karmiła i gdzieś zabrała. Uważał, że kotka po
prostu wzięła go w inne miejsce. A brak rodzeństwa? Wtedy nie wiedział,
czym były te stworzenia odpychające go od mleka. Dla niego było
najważniejsze, że zniknęły.
Nastąpiła wymiana zdań, której jeszcze nie rozumiał:
- Jak masz na imię?
- Nazwałam go Zamyślone Kocię. Jeszcze nie można określić jego charakteru, ale wygląda mi na marzyciela.
- Pięknie - rozległo się mruczenie należące do lidera.
Siedział tak jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł. Zamyślone Kocię, nie
znający wtedy imienia nadanego mu przez Liliowy Kwiat, położył się przy
kotce i zasnął
***
Minęło kilka wschodów i zachodów słońca, choć kociak nadal był ślepy i nadal niewiele rozumiał.
Kulił się teraz przy kotce uważaną za matkę. Ta, co jakiś czas pochylała
się, by liznąć go między uszami. I gdyby umiał, zapewne zamruczałby
wtedy, bo to lizanie bardzo mu się podobało. Nagle, do żłobka wszedł
lider - ten, co pare dni wcześniej. Na początku kocurek nawet nie
zorientował się, że tamten tu jest, ale po chwili usłyszał rozmowę,
której oczywiście nie rozumiał.
Martwy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz