Wieczorny Wiatr przysiadła na ziemi, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca przebijającymi się z łatwością przez gałązki i pierwsze liście. Nadchodziła Pora Nowych Liści, widoczna już w każdym elemencie świata otaczającego kotkę. Śnieg leżał już tylko w najchłodniejszych partiach lasu, wszystko zieleniło się, a klanowe kocięta już prawie osiągnęły wiek, w którym zostaną mianowane uczniami. Również na polowaniach było znacznie łatwiej – zwierzyna budziła się już z zimowego snu. W trakcie patrolu łowieckie Wieczornemu Wiatrowi udało się złapać kilka myszy, stwierdziła więc, że może pozwolić sobie na chwilę odpoczynku.
Minęło kilka minut i kotka doszła do wniosku, że powinna już wracać do obowiązków. Gdyby coś jeszcze złapała, na pewno wyszłoby to na dobre klanowi, a nawet jeśli nie – i tak musiała zanieść zdobycze do obozu. Zastępczyni przywódcy wstała i żwawym krokiem ruszyła w kierunku miejsca, gdzie ukryła upolowane myszy. Nie dotarła jednak na miejsce, przynajmniej nie od razu.
W pewnym momencie wyczuła silną woń Kruczego Kocięcia i słabsze zapach Księżycowego Kocięcia i odór jakiegoś obcego kota, najprawdopodobniej z Klanu Borsuka.
A ja kiedyś myślałam, że to Klan Półmroku śmierdzi – pomyślała. Zaczęła się zastanawiać, co synowie Wilczej Gwiazdy mogą robić sami w lesie. Była jednocześnie zaintrygowana, jak i przestraszona. W końcu gdyby coś stało się kociakom...
– Krucze Kocię! – zawołała kotka, widząc kocurka zaplątanego w krzewy.
– Wieczorny Wiatr? – zdziwił się nieco maluch, wykręcając głowę.
– Czekaj, zaraz ci pomogę – oznajmiła wojowniczka. Wspomagając się pyskiem i łapami, rozsunęła nieco gęste gałęzie. Czarny kociak zdołał się wyswobodzić i już po chwili stał przed nią, cały i zdrowy.
– Co się stało? – zapytała. – Co robisz tak daleko od obozu?
<Krucze Kocię?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz