Sokoli Cień przechadzał się po szczycie płotu, rozkoszując się spokojem zimowego poranka. Trzech przyjaciół, zwanych również Lafayette, Laurens i Hercules, zniknęło pewnego dnia. Od innych samotników kocur usłyszał, że kompania przeprowadziła się gdzieś. I dobrze. Ostatnio było z nimi całkiem sporo problemów.
Jednak odejście dalekich sąsiadów miało też pewne minusy. W ich dawnej okolicy zrobiło się wyjątkowo nudno i spokojnie... ale może to jedynie cisza przed prawdziwą burzą?
Płowy kocur zaczął zastanawiać się, czy nie zeskoczyć przypadkiem do ogrodu Dwunożnych. Po namyśle stwierdził jednak, że nie wie, jak gruba jest tam warstwa śniegu, a nie chciał ryzykować zniknięcia po uszy w białym puchu. Przez chwilę balansował na wąskim płocie, a potem ruszył po nim gdzieś przed siebie. Nie miał żadnego celu, chciał po prostu się przejść.
W pewnej chwili zapach jakiegoś kota, wyczuwalny już od pewnego czasu, znacznie się nasilił. Sokoli Cień nie zdążył zorientować się w sytuacji. Poczuł, jak coś go popycha i w następnej chwili wylądował w ogrodzie Dwunożnych. Co prawda utrzymał się na łapach, ale śnieg zakrył go niemal całkowicie, tak, jak się obawiał. Gdzieś z góry dobiegł go śmiech. Ktoś chyba cieszył się z udanego psikusa, ale w jego głosie nie było słychać cienia złośliwości. Płowy samotnik zaczął wygrzebywać się ze śniegu, żeby móc spojrzeć na nieznajomego kota.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz