środa, 14 marca 2018

Od Pierzastego Futra

Kotka o białej sierści właśnie segregowała zioła w swoim legowisku.
-Pierzaste Futro, jesteś tu?- medyczka usłyszała znajomy głos.
-Tak, jestem Burzliwa Gwiazdo- odpowiedziała ze spokojem w swoim melodyjnym głosie.
-Ciernisty Pazur znalazł kociaka... Chciałbym, abyś zbadała, czy wszystko z nim dobrze- rzekł lider Klanu Borsuka, po czym odszedł zamyślony, nie mówiąc ani słowa więcej. Kotka podniosła się.
-Tylko ciekawe, gdzie znajduje się ten kociak- pomyślała z rozbawieniem, lecz zaraz potem spochmurniała.
-Ech... Kolejny "znaleziony" kociak, skąd ja to znam...-z niechęcią w myślach powróciła do tego okropnego wydarzenia. Chwilę trwała w zadumie, po czym podniosła się i ze złym humorem wyszła na poszukiwanie kociaka. Po minucie znalazła go w żłobku *no a gdzie miał niby być xd*
-Mały, choć tu do mnie- zerknęła na kociaka, który cały trząsł się albo ze strachu, albo z zimna.
-J..ja?- zająknął się czarny jak smoła kociak.
-A widzisz tu inne kocięta?- spytała wrogo Pierzaste Futro. Zdecydowanie nie była dziś w nastroju.
-Y... N...nie- rzekł kotek, rozglądając się przy tym swoją kruczą główką.
-Dobra, choć ze mną muszę cię zbadać, jestem medyczką- powiedziała bez zbędnych wstępów kocica. Kociak w milczeniu wstał i poszedł za kotką. Gdy dotarli do legowiska, Pierzaste Futro zbadała go.
-A powiedz mi jak to było, że twoja mamusia cię zostawiła, jesteś już taki duży, że chyba to pamiętasz- zaczęła nie pewnie kotka.
-Ja.. ja- kociak zaniósł się płaczem.
-Niech zgadnę...-zaczęła mówić medyczka.-To Ciernisty Pazur cię porwał, a nie znalazł.
-A...a nie powie pani nikomu?- spytał kotek nie pewnie.-B..bo on powiedział, że j...jeśli komuś po...powiem to on zabije m..moją mamusię, ta..tatusia i całe moje ro...rodzeństwo...
-Spokojnie, nie powiem nikomu. Uwierzysz, że mnie też porwał kilkanaście księżycy temu?- powiedziała kocica z nutą rozbawienia.
-T...tak?-spytał kotek ze łzami w oczach.-To okrutne!
-A z jakiego klanu tak na prawdę jesteś?- kocica zadała pytanie.
-Ch...chyba z Klanu To...tornada
-A chcesz tam wrócić?
-T...tak!- powiedział kociak. W jego oczach dało się zauważyć przebłysk nadziei.
-Mam pewien plan...- kotka ostrożnie dobierała słowa.-Zostaniesz w naszym klanie, do momentu mianowania uczniem, potem poczekasz chwilę i uciekniesz do swojego klanu, a ja Ci w tym pomogę. W tym czasie czekania możesz przychodzić do mnie i będziemy sobie umilać czas nawzajem.
-A..ale co jeśli ten kot na...naprawdę zabije mojego tatusia i moje rodzeństwo?- spytał nie pewnie kociak.
-O to się nie bój, ja powiem im wszystkim, że postanowiłeś odejść w celu odkrywania świata.
-A co mam powiedzieć wszystkim w moim klanie kiedy tam wrócę?
-Powiedz im, że porwał cię jakiś wędrownik, ale zdążyłeś uciec.
-D..dobrze
-A tak w ogóle jak masz na imię?
-W moim klanie nazywali mnie Księżycowe Kocię, ale ten kot zmyślił, że mam na imię Księżyc. W sumie nie był daleko, ale i tak noszę moje prawdziwe imię.
-No to witaj Księżycowe Kocię. Opowiesz mi trochę o twojej rodzinie?
-Więc moja mamusia...-kociak zawahał się, a oczy zaszkliły się łzami.-Ona nie żyje, wychowywała mnie inna kotka, która jak myślałem była moją matką, i potem okazało się, że moją mamusią była Ciemne Futerko i przez to uciekłem... Wtedy porwał mnie ten kocur. A mój ojciec to Wilcza Gwiazda, czy jakoś tak. A, i mam jeszcze dwójkę rodzeństwa: Krucze Kocię i Szepczące Kocię.
-Ach tak... Ja nawet nie znałam swoich rodziców... Jakoś dobrze mi tutaj i nie chcę dowiadywać się kim oni byli.
Gdy tak gadali i gadali nie orientowali się w czasie, gdy w końcu ktoś zainteresował się jaka jest pora dnia słońce już zachodziło.
-Dobra, musisz już iść, jest już późno- odezwała się kotka, a kociak wykonał jej polecenie posłusznie.

Księżycowe Kocię? (O kurcze chyba najdłuższe moje opko w życiu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz