Księżycowe Kocię uciekł, Szepczące Kocię poszedł gdzieś z Wierzbową Gałązka a ten wielki kocur poszedł szukać tego pierwszego. Nieźle się porobiło. Uznałem, że muszę im pomóc. W końcu to mój brat. Wstałem szybko i niepostrzeżenie wymknąłem się z obozu. Chwilę dreptałem w miejscu szukając zapachu Księżycowego Kocięcia i reszty. Akurat przez te pięć księżyców zdążyłem je dobrze poznać i rozróżnić od innych. Po chwili wyłapałem jego zapach pośród innych i nieznanych. Ruszyłem niepewnie za nim. Zacząłem się trochę obawiać, bo co by się stało jak bym spotkał jakiegoś drapieżnika? Przecież nie zacząłem jeszcze szkolenia! Ruszyłem dalej tropem brata. Dotarłem do krzaka obok którego wyczułem jeszcze tego drugiego wielkiego kota, jednak on pobiegł nie w tą stronę. Wszedłem między gałęzie i dalej. Biegłem ile sił w łapach gdy nagle usłyszałem głośną wymianę zdań. Po jednym z głosów rozpoznałem, że Księżycowe Kocię. Chwilę później miałem ich już w zasięgu wzroku. Przed czarnym kociakiem stał wielki jasny kocur z ciemnym pyszczkiem. Wyglądał przerażająco więc cofnąłem się trochę, żeby mieć pewność, że mnie nie zauważy.
Ktokolwiek? Możecie nawet napisać, że wrócił do obozu (tak nie wiedziałam co napisać)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz