-Nie!- krzyknąłem złowieszczo, po czym zatrzymałem się.-Jeśli powiesz komuś o tym co tu zaszło, to zabiję ciebie, twoją mamusię, twojego tatusia, twoje rodzeństwo i cały twój klan! A tego chyba nie chcesz, co nie?
-No, no dobrze będę cicho- powiedział ten głupi kociak. Był taki łatwowierny. Podszedłem z nim do kępy pokrzyw, aby ukryć jego odór Klanu Tornada...
-Kiedy przyjdziemy do Obozu Klanu Borsuka, będziesz udawał, że nic nie pamiętasz, inaczej wiesz co cię czeka- warknąłem na kociaka, żeby nie wypaplał się. Z resztą wszyscy uwierzyli by mi a nie temu kociakowi. Po chwili znaleźliśmy się w obozie naszego klanu. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się kociakowi. Skierowałem się do legowiska przywódcy.
-Burzliwa Gwiazdo, mogę wejść?- spytałem uprzejmie, choć najchętniej bym go zabił. Ale nie zrobię tego bo wiem, że nie warto tak ryzykować.
-Dobrze, wejdź- odpowiedział przywódca, a ja wszedłem.-Kto to...?
-Znalazłem go niedaleko drogi grzmotu, chyba jakaś samotniczka go porzuciła- rzuciłem bajeczkę
-A jak się nazywasz młody?- spytał przywódca, młodego a ja rzuciłem na niego znaczące spojrzenie.
-Mówił mi, że ma na imię... Księżyc!- zmyśliłem jakieś imię.
-A więc, Księżycu, od dziś nazywasz się Księżycowe Kocię i jesteś w Klanie Borsuka.
Księżyc? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz