niedziela, 11 marca 2018

Od Szepczącego Kocięcia

Byłem bardzo smutny i nie wierzyłem w to, co mój brat zrobił. Dlaczego on uciekł? Też za bardzo w to wszystko nie wierzyłem, ale bez przesady! Bardzo go lubiłem, razem fajnie się bawiliśmy. Z Kruczym Kocięciem nigdy nie było tak zabawnie jak z Księżycowym Kocięciem. Z nim nie dało się bawić.
Leżałem w żłobku razem z Wierzbową Gałązką. Już nie nazywałem jej mamą. Mimo wszystko, nadal ją bardzo kochałem. Ale to nie to samo, co kiedyś. Po ucieczce Księżyca wszystko się zmieniło. Tata się załamał i coraz rzadziej do nas przychodził. Nie było już zbyt wesoło, panowała napięta atmosfera.
- Szepczące Kocię, może pójdziesz ze mną na spacerek po obozie? - spytała czarna kocica.
- No... dobrze - mruknąłem.
- No to chodźmy - odpowiedziała.
Z niechęcią opuściłem swoje legowisko i ruszyłem za nią. Poprowadziła mnie w stronę stosu świeżej zdobyczy. Zabrała dla siebie królika i zachęcająco kiwnęłam głową, żebym też coś wziął.  Wybrałem sobie niewielką mysz. Nie miałem za bardzo apetytu. Gdy obydwoje zjedliśmy zwierzynę, karmicielka zabrała mnie do  paproci na brzegu obozu. Usiedliśmy tam obok siebie, owinęła mnie swoim ogonem. Mimowolnie zamruczałem. Nagle, nad nami pojawił się jakiś cień kota.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz